środa, 2 maja 2018

"Diabeł ubiera się u Prady" Lauren Weisberger

Film uwielbiam- Nowy Jork, cały ten blask, blichtr, moda, piękni ludzie. Chyba każda kobieta marzy o szpilkach od Manolo, torebce od Louis Vuitton czy małą Chanel. Która nie chciałaby założyć sukienki od Diora? Film przepełniony jest najlepszymi markami, aż dech zapiera.
Oglądałam go setki razy i za każdym razem czekam na przemianę Andrei, lubię Mirandę, a raczej Meryl Streep odgrywającą rolę okropnej szefowej. 
Zastanawiam się czy ja potrafiłabym wytrzymać takie upokorzenie i fochy przełożonego. Chyba nie. Nie jestem osobą uległą, cichą i spokojną. Myślę, że długo nie wytrzymałabym z taką osobą. Film bardzo mi się podoba, ale jakoś o czytaniu książki nie myślałam. Nie mam w zwyczaju czytać książek, które zostały zekranizowane. Ale teraz myślę, że to całkiem fajne. 

Książkę "Diabeł ubiera się u Prady" zobaczyłam w Biedronce! Stwierdziłam, że wezmę i kiedyś przeczytam. Już tego dnia zaczęłam z ciekawości czytać. I stało się- wpadłam po uszy! Nie mogłam się opanować. Obiad, kolacja, nieważne, z każdą stroną chciałam więcej. W każdym momencie, w wolnej chwili brałam książkę i czytałam kolejne strony. Obiecałam sobie za każdym razem, że teraz tylko jeden rozdział, ale kończyło się na kilkudziesięciu stronach. 

Wczoraj wieczorem po porcji ćwiczeń z Ewą Ch. postanowiłam trochę poczytać. Stwierdziłam, że najlepiej będzie położyć się w wannie z książką, kieliszkiem wina i poczytać. Odprężę się, odpocznę. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Napuściłam gorącej wody (niezbyt zdrowo, ale musiałam się wygrzać), kieliszek wina postawiłam obok na szafce, książka w rękę i zaczęłam czytać. Było już dobrze po północy. Ale pomyślałam, że następnego dnia wolne, więc mogę posiedzieć dłużej. Czytałam, kilka razy dopuszczałam ciepłej wody i nie mogłam się opanować. Z każdą stroną obiecałam sobie, że tylko jeszcze jedna, że skończę ten rozdział i już idę spać, ale tak się nie stało. Książka wciągnęła mnie na dobre. Skończyłam czytać o 3 nad ranem, cały czas siedząc w wannie 😉 Szybko się wykąpałam i pognałam do łóżka. Rano miałam obudzić Nikodema do szkoły i niestety zaspałam. Ale to nic. Niech sobie posiedzi w domu. 

Stwierdzam, że książka jest jeszcze lepsza niż film. Oczywiście obrazy, które mogę zobaczyć w filmie powodują, że będę do niego wracać. Ale dzięki temu, że oglądałam film mogłam wyobrazić sobie bohaterów książki. Dzięki temu, że byłam w Nowym Jorku kojarzę miejsca, sklepy, Piątą Aleję, Rockeffeler Center. Całkiem dobrze orientuję się gdzie Andrea kupowała kawę w Starbucks'ie dla Mirandy, bo sama tam piłam kawę z bitą śmietaną. To wszystko jest takie realne. Chcę tam wrócić. Ale, ale wracam do książki- jest więcej postaci, trochę bardziej zagmatwane jest życie Andrei. Jest wiele ciekawych wątków. I tak 475 stron pękło w pięciu podejściach. Myślę już o tym, żeby kupić kolejne książki tej autorki. Podoba mi się jej pióro, sposób pisania, opowiadania. 

Znowu wróciły wspomnienia związane z Nowym Jorkiem. Niesamowicie tęsknię za tym miejscem. Marzę o powrocie, spacerach Piątą Aleją, pikniku w Central Parku, posiedzeniu na trawie pod mostem Brooklińskim. Rozmarzyłam się 💝



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz