wtorek, 8 sierpnia 2017

Nowy Jork dzień IV :)

Sobota 10.06.2017r.


Z uwagi na to, że co chciałyśmy wejść do biblioteki publicznej to była zamknięta, wczoraj spojrzałyśmy już na godziny otwarcia i wreszcie nam się udało ok.11.00 przed południem wbić do tego budynku. Oczywiście na wejściu sprawdzanie zawartości toreb, rozumiem. Ja niestety cały dzień musiałam chodzić z reklamówką a w niej pudłem z butami dla męża, które kupiłam na Times Square na samym początku dnia! Pod koniec miałam ich już dość i najchętniej zostawiłabym je w cholerę. Ale szkoda, znalazłam w końcu takie, jakie mu się podobają i rozmiar dostałam! Tyle dałam radę :) I tak targałam ten wielki karton ze sobą przez cały Manhattan. W Bibliotece przepięknie. Budynek robi ogromne wrażenie. Ale coś mi się nie bardzo zgadzało z tym, co w filmach widziałam. Cóż... kilka takich budynków widziałam, które na potrzeby filmu zostały "lekko" zmodyfikowane :) W budynku ogromna ilość książek, woluminów, stoły, komputery, można usiąść, poszukać interesujących nas rzeczy. Sklepienia pięknie malowane, chmury, jakby się w niebo patrzyło. Cudownie. Na to czekałam. Tych budynków nie mogłam się doczekać.


Później przespacerowałyśmy się Piątą Aleją, po drodze mijając paradę Hari Kriszna. Kolorowo, pięknie, pełno pięknych kobiet ubranych w kolorowe stroje. Balony, muzyka, żywe kolory. Pięknie. Później trafiłyśmy do Rockefeller Center, gdzie w miejscu słynnej choinki, którą kiedyś chcę zobaczyć, stoi dziewczynka- dmuchana baletnica. Pięknie to wyglądało i kilka razy jej szukałyśmy, niestety nie mogłyśmy jej znaleźć :) Rockefeller Center robi wrażenie. Później poszłyśmy spacerkiem do ZOO w Central Parku. I co? Oczywiście wygląda to troszkę inaczej niż w "Pingwinach" :) Obejrzałyśmy pingwiny w podziemiu, ptaszki. W restauracji na terenie ZOO zjadłyśmy "pyszne" fast foody (pizza, frytki, kurczak, hot dog) - aż mi się niedobrze robi jak sobie pomyślę :) Poszłyśmy dalej, bo tego dnia miałyśmy zaplanowane jeszcze muzeum The MET- Metropolitan Museum of Art. Szłyśmy chodnikiem, ulicą obok jeździły przepiękne limuzyny, bardzo drogie auta, no i oczywiście żółte taksówki (przy Central Parku są najdroższe mieszkania).


Muzeum wrażenie robi już z daleka. Kolejny ogromny budynek, z pięknymi kolumnami, fontannami. W środku przepych, wiele eksponatów, obrazów, rzeźb. Obrazy z pejzażami zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Szczególnie obraz Claude'a Moneta, najlepszego moim zdaniem impresjonisty- uwielbiam jego prace. Ach... uczta dla ducha i oczu :) Nacieszyłyśmy oczy, porobiłam zdjęcia i poszłyśmy dalej. Byłyśmy praktycznie w Central Parku, więc weszłyśmy, usiadłyśmy na ławce przy takiej szerokiej alei, którą spacerowali sobie ludzie, nigdzie się nie spiesząc. Posiedziałyśmy, odpoczęłyśmy, kupiłyśmy hot-doga (tak małego, że moja 4-letnia Pola by się tym nie najadła!), wodę i ruszyłyśmy zobaczyć co też tam się dzieje w sobotę. I co? Szaleństwo! Pełno ludzi! Ale naprawdę pełno. Wszędzie, na każdym wolnym skrawku trawy, kamienia, wszędzie! Na ławkach, fontannach. Trafiłyśmy w miejsce, gdzie za ogrodzeniem ludzie jeździli na rolkach i wrotkach. Raczej dominowali czarnoskórzy, ale te ich kocie ruchy! Nagrałam tam kilka filmików, bo tego nie da się opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. Większość ludzi starszych, kolorowo ubrani, na rolkach- wrotkach i jeździli w rytm muzyki, którą puszczał DJ. Miał swoje miejsce na środku tego placu, a wokół oni jeździli, robili różne układy. Fantastycznie. Cudowni ludzie, radośni, weseli, roztańczeni, rozbawieni. Dlaczego w Polsce tak mało ludzi starszych i uśmiechniętych, zwariowanych. Tam każdy się bawi, spełnia swoje zachcianki, realizuje swoje pasje. Ludzie zgromadzili się wokół, żeby oglądać to niesamowite zjawisko, a oni po prostu jeździli, bawili się wspólnie, śmiali, tańczyli, śpiewali.


A później już nuda- Piąta Aleja, Victoria'a Secret i powrót do domu. A tam stwierdziłyśmy, że pójdziemy wreszcie na dach budynku. Okazało się, że to była najlepsza decyzja. Zastanawiałyśmy się dlaczego wcześniej tam nie dotarłyśmy. Widoki niesamowite. Wokół Empire State Building, Chrysler Building, z daleka WT One i okoliczne dachy, na których ludzie robili sobie imprezy- przecież to sobota- a ja z jednym piwkiem. Na naszym dachu puste ławki, żadnych ludzi- grzeszą, dosłownie grzeszą! Mieć taki dach i takie widoki i nie korzystać! Nie wiedzą co tracą. My posiedziałyśmy trochę, pogadałyśmy, a później do pokoju, kąpiel i spać.


Jutro też jest dzień i kolejne atrakcje :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz