piątek, 9 lutego 2018

Narodziny dziecka. Niezwykle ważna sprawa.

Ostatnio dużo w internecie- na FB, na różnych blogach, w artykułach- o narodzinach, a raczej o matkach, które rodziły w naturalny sposób i piętnują matki, które rodziły poprzez cesarskie cięcie. 
O co chodzi? Dlaczego kobiety są tak okrutne w stosunku do innych kobiet? Najgorsze jest to, że kobiety, które rodziły naturalnie twierdzą, że poród przez cesarskie cięcie to nie poród a "wydobyciny", bo dziecko nie zostało urodzone, a wydobyte z kobiety. Szlag mnie trafia. I to nie dlatego, że miałam dwie cesarki, a dlatego, że to, co kobiety wyprawiają przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. 
Ciekawa jestem, która to wymyśliła, chciałabym poznać kobietę, która była w stanie powiedzieć taką głupotę. Mam obawy jednak czy aby ta kobieta nie ma depresji poporodowej i stąd takie idiotyczne pomysły. W dzisiejszych czasach można się już naprawdę wszystkiego spodziewać. Ludzie nie mają zahamowań, nie boją się mówić głupot. 
Jestem zwolenniczką naturalności i wiem doskonale, że naturalny poród to najlepsze, co może się przydarzyć w życiu. Każda kobieta, a przynajmniej większość, chciałaby móc urodzić naturalnie, mimo tego, co później dzieje się z organizmem. Nie znam tego z autopsji, nie wiem jak wygląda życie po naturalnym porodzie, bo takiego nie przeżyłam, ale mam koleżanki i czasami słyszę o różnego rodzaju problemach. Kobiety cierpią z powodu nietrzymania moczu, braku chęci na seks, bo nie sprawia to im już przyjemności, albo po prostu zrobiło się tam za luźno! 
Rodziłam dwa razy przez cesarskie cięcie, nie z wyboru, to było zalecenie lekarza. Za pierwszym razem rodziłam naturalnie pięć godzin, miałam bóle, przechodziłam wszystko normalnie, ale niestety poród nie postępował, więc lekarz zdecydował o cięciu. Miałam też podłączone KTG i cały czas słyszeliśmy z mężem tętno dziecka, które co jakiś czas słabło albo całkowicie zanikało. To były najgorsze chwile, mój mąż długo miał w głowie ten dźwięk. Niestety dziecko trzeba było szybko wyciągać, bo tętno bardzo słabło, dlatego miałam operację pod narkozą. Dziecko zobaczyłam dopiero po dwóch dobach. Personel był straszny, opryskliwy, pielęgniarki obrażone, na siłę zwlekały mnie z łóżka. Czułam się jakby mi brzuch rozrywało, jakby wnętrzności miały mi wylecieć. To było okropne. Mały leżał w inkubatorze, lekarz powiedział mi, że nie wiadomo co będzie. Byłam świeżo po porodzie, a on mi funduje takie rewelacje. Ryczałam jak bóbr, pielęgniarki wzięły mnie za jakąś furiatkę. Leżałam prawie 10 dni w jednoosobowym pokoju sama bez dziecka, myśli kłębiły się w mojej głowie. Nie wiedziałam co się dzieje. Budziłam się w nocy co 3 godziny, ściągałam mleko, żeby mały pił moje, ale kiedy zanosiłam pielęgniarkom, te nie dość, że spały, to jeszcze obrażone twierdziły, że dziecko dostało już mleko modyfikowane. Co za babsztyle!!! Nie dostały nic jak wychodziliśmy. W domu długo nie mogłam dojść do siebie. Wyglądałam jak cień, nie miałam apetytu, miałam depresję, bolało jak cholera, dziecko kąpała moja mama, bo ja dźwigać nie mogłam.
Drugi poród zakończył się podobnie. Lekarz prowadzący moją ciążę powiedział mi od razu, że prawdopodobnie będzie ta sama sytuacja, tylko lekarz nie będzie już tak długo czekał. I rzeczywiście, poród wyglądał tak samo- nie postępował, więc już po godzinie lekarz zdecydował o cesarskim cięciu. Tym razem było inaczej- znieczulenie zewnątrzoponowe i na stół. Córkę zobaczyłam od razu, jak lekarz ją wyciągnął- to była najszczęśliwsza chwila. Łzy spłynęły mi po policzkach, przytulili ją do mojej twarzy- niesamowite uczucie. Było zupełnie inaczej- ten sam szpital, ale pięć lat później, niektóre te same pielęgniarki, ale zmiany ogromne. Miłe, uczynne, uśmiechnięte, nic na siłę. Opiekowały się mną, jak w najlepszej klinice. Kazały wstać, spróbować iść, brzuch oczywiście bolał jak cholera, ale dzięki świetnej opiece nie było już tak uciążliwe. Córka ze mną na pokoju. Spokojniutka. Tylko dziewczyna obok miała bardzo płaczliwe dziecko. Nie było minuty, chwili, żeby ten chłopiec nie płakał. To coś strasznego. Wychodziłyśmy w dzień kobiet- mąż miał przerąbane 😁 ja dostałam bukiet kwiatów, pielęgniarki kawę, torta- były zachwycone, a my zadowoleni, że tym razem było tak dobrze. W domu jakbym była nakręcona- sprzątanie, pranie, gotowanie- szalałam. Zupełnie co innego niż pierwszy poród- tak poród! Bo ja urodziłam swoje dzieci, bardzo chciałam naturalnie, ale jeśli nie wyszło to trudno- zdrowie i życie dzieci najważniejsze.
Są oczywiście kobiety, które nie chcąc rodzić naturalnie- z różnych względów- decydują się na umówioną cesarkę. Nie popieram tego, bo to nie jest naturalne. To nie jest wyrwanie zęba danego dnia i moim zdaniem nie należy wyciągać dziecka, jeśli jeszcze samo nie pcha się na świat. Ala nadal uważam, że to decyzja kobiety i nikomu nic do tego! Nikt nie ma prawa oceniać.
Kobiety, które mówią o "wydobycinach" są po prostu chyba sfrustrowane i mają nieciekawe życie. Zanim powiecie takie głupoty zastanówcie się przez chwilę.
Pozdrawia wszystkich mama, która rodziła dwa razy 😀

Dzieci matek po cesarce obchodzą WYDOBYCINY, nie urodziny. Dziecko z niej wyjęto, nie urodziła go

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz