Kiedyś było inaczej. Nie było obowiązków, rodziny, można było spakować plecak, wziąć namiot, śpiwór, wsiąść na motocykle i jechać na zlot czy biwak. Często tak się robiło. Teraz jest dom, rodzina, obowiązki. Zawsze jest jakieś "ale", a już największe "ale" to ... brak kasy! Bzdura- oczywiście moim skromnym zdaniem. Zawsze jest tak, że tłumaczymy sobie, że taki wakacyjny wydatek to zbyt wiele, kwatery są zbyt drogie, za granicę nie pojedziemy, bo też drogo i daleko, i język trzeba znać (chociaż ja jakoś zawsze się dogadam, jak nie po angielsku to po niemiecku). Jednak kiedy zacznie się myśleć odpowiednio wcześniej to myślę, że można spokojnie odłożyć na wakacje. Mój mąż twierdzi, że nas nie stać, że nie mamy pieniędzy na takie wydatki, że można by było coś za to zrobić w domu, koło domu, na ogrodzie. Oczywiście można by było! Kiedyś po prostu słuchałam męża i twierdziłam, że rzeczywiście to nie dla nas. Nie mamy pieniędzy. W drugiej ciąży zrobiłam eksperyment. Przez kilka miesięcy spisywałam wszystkie wydatki. Miałam do tego stworzony plik w Excelu i każdy wydatek wpisywałam. Zaznaczam tylko, że wszystkie moje wydatki i męża te, o których wiedziałam. Niestety piw i papierosów nie liczyłam. Po kilku miesiącach pokazałam mężowi ile wydajemy. Zdębiał! Wyraził tylko zdumienie ile zarabia. Cóż. Uświadomiłam mu tym samym, że jeśli będziemy odkładać codziennie po 10, 20 zł to budżet nie zmaleje nam tak od razu, a przez dłuższy czas uzbieramy troszkę kaski. Jak zacznę myśleć, że nie mam kasy, że wszędzie za drogo, że można coś zrobić za tą kasę, to nigdy niczego razem nie zrobimy, nigdy nigdzie razem nie pojedziemy. Dlatego staram się od jakiegoś czasu planować wakacje z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Śmieją się ze mnie moi bliscy, że za dużo liczę, że się przeliczę, ale ja tak mam i tyle. Każde dodatkowe pieniądze, z 500 plus, ze zwrotu podatku, premie w pracy, kieszonkowe dzieci, wszystko jest rozpisane i wiem, ile mogę za rok przeznaczyć na wakacje! Mam już zaplanowane co chciałabym robić w następne wakacje. Ale przecież teraz też trzeba żyć. I nie oszczędzamy jakoś drastycznie. Mogę sobie pozwolić na kosmetyki, ubrania, nieplanowane wydatki. Oczywiście wszystko w granicach.
Można zapytać gdzie w takim razie spontan, skoro już rok wcześniej wiem co, gdzie i kiedy? Codziennie jest! Wyjazdy do znajomych, nad jezioro, na ogniska, na imprezy w mieście. Lubię szybko, spontanicznie pakować rzeczy, jedzenie i ruszać w drogę, daleko czy blisko - wszystko jedno :) Spontanicznie decyduję o wakacjach. Tak, jak w tym roku zapisałam siebie i męża na wycieczkę do Hiszpanii- autokarowa w przyszłym roku i bez dzieci. Dowiedział się dopiero później :)
Pewien spontan zdarzył nam się w piątek. Siedzę sobie w pracy, wszyscy mnie wkurzają, klienci przez telefon się wydzierają- gdzie ich przesyłki? Milion problemów (co to za problemy?), pytań. Aż tu nagle dzwoni do mnie ciocia. Zdziwiona odbieram. Słyszę w telefonie, że mogę jechać nad nasze morze, bo mój kuzyn musi wracać do domu, a tam zostaje opłacona kwatera do poniedziałku. Zaświeciła mi myśl w głowie, szkoda taką szansę zmarnować. Ale muszę zapytać męża mego, bo On ma przecież własny warsztat, klientów poumawianych, auta rozebrane do naprawy. Zadzwoniłam, zapytałam, dałam mu godzinę na zastanowienie. Po godzinie już wszystko było ustalone :) Oczywiście jedziemy! Zrobiłam listę rzeczy do spakowania- niby tylko na weekend, ale pogoda w kratkę, i dzieciom trzeba wziąć rzeczy na zimno, ciepło. Już dzień miałam z głowy- myślałam tylko o wyjeździe. Z pracy do domu, pakowanie, kasa w kieszeń, auto zatankowane, w nawigacji kierunek Rewal i jazda :) Było wspaniale, mimo, że z pogodą było różnie, ale wypoczęliśmy, nawdychaliśmy się jodu (ja, jako stara żmija - jadu) :) Taka regeneracja była nam potrzebna, chociaż kilka dni, ale dała mi mega powera :)
Polecam wszystkim :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz