Kiedyś wierzono, że duchy przychodzą i komunikują nam różne rzeczy. Odkąd pamiętam krążyły w rodzinie opowieści o różnych "dziwnych" sytuacjach. Pamiętam sytuację, kiedy zmarł mój wuja i u cioci na wsi oddalonej o 15km o tej godzinie coś uderzyło w drzwi i psy strasznie ujadały. Do innej cioci "przychodził" zmarły mąż. Stał nad Nią, nie czuła strachu, tylko nie wiedziała czego chce, po co przyszedł. Po rozmowie z moim tatą zaczęła modlić się o spokój duszy wuja, paliła świece dla Niego i przyszedł moment, że już się nie pojawił i do dziś ma spokój. Ja w takie rzeczy wierzę. Nigdy co prawda nie zdarzyło mi się kogoś widzieć, ale od pewnego czasu zdarza mi się, że czuję wewnętrzną potrzebę zapalenia świeczki i pomodlenia się za duszyczki krążące gdzieś obok.
Nie boję się duchów. Bardziej boję się ludzi. To ludzie są zagrożeniem dla siebie i innych. Kiedyś jeździłam do bioenergoterapeuty, nieżyjącego już niestety. Był to człowiek, dzięki któremu żyję ja i połowa mojej rodziny. Za każdym razem kiedy działo się coś złego czy niepokojącego jechaliśmy do Niego. Pomógł nam w bardzo trudnych sytuacjach, kiedy lekarze praktycznie rozkładali ręce. Niestety dostać się do Niego było bardzo ciężko. Przyjeżdżało do Niego wielu ludzi, z całej Polski i zza granicy. Nie miał cennika, był zwykłym chłopem pracującym na roli. Miał jednak ogromną siłę, którą przekazywał Nam. Jeździliśmy do Niego prawie 30 lat. Kiedy zmarł mój szwagier, Pan Geniu (tak miał na imię) opowiedział nam trochę o złych i dobrych duchach, o mocach, które drzemią we wszechświecie. Mówił o tym, jak my sami możemy sprowadzić nieszczęście na siebie i najbliższych. Jestem bardzo ostrożna jeśli chodzi o magię, karty, wróżby, talizmany. To są rzeczy, które ludzie traktują bardzo lekko i nie zdają sobie sprawy, jak wielką krzywdę mogą sobie wyrządzić. Kiedyś dałam sobie powróżyć, wyszło mi, że moje życie będzie pasmem niepowodzeń i nieszczęść. Trochę mnie to podłamało, ale pomyślałam sobie, że może przeciwstawić się przeciwnościom i zrobić wszystko, żeby te wróżby nie miały racji bytu! I udało się! Nigdy więcej nie pozwoliłam nikomu dla mnie wróżyć.
Wierzę też, że zawiść ludzka może zdziałać wiele złego. Miałam kiedyś osobę, która zazdrościła wszystkiego, wszystkim. Kiedy opowiadałam tej osobie o swoich planach nic z nich nie wychodziło. Nic mi się nie udawało. Byłam załamana. Jednak w pewnym momencie zrozumiałam, że to zawiść tej osoby wszystko psuje. Już nigdy nie zwierzałam się tej osobie z moich planów na przyszłość. Pamiętam jak moi dziadkowie mówili o urokach rzucanych przez pewne osoby na wsiach. Każdy wiedział kto ma taką moc, kto może zaszkodzić, z kim nie sprzyjać. Według wierzeń naszych przodków od uroku zawistnej osoby może ustrzec na przykład czerwona wstążeczka. Są też zioła, które pomagają przy różnego rodzaju "urokach". Wiem, że niektórych to śmieszy, wielu jest sceptycznie nastawionych. Wiem i rozumiem. Nie każdy jest wierzący, nie każdy musi też wierzyć w takie rzeczy.
W te Święta byliśmy u szwagra, któremu urodził się półtora miesiąca temu synek. Była cała rodzina męża. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, było całkiem sympatycznie. W pewnym momencie szwagier wspomniał o tym, że dzieją się dziwne rzeczy. Kołyska się sama rusza, choinka też. Trochę dziwne. Zażartowałam, że babcia przyszła do wnuczka. Temat nie był już przez nas poruszany. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy. Na stole leżał mój telefon. W pewnym momencie przesunął się o jakieś 5 centymetrów i spadł na podłogę. Widziało to pięć osób. Telefon nie wibrował, nie dzwonił, nie dostałam sms'a, ani żadnej innej wiadomości. Po prostu przesunął się i spadł. Zamarliśmy. Z tego wszystkiego zapomnieliśmy o czym była rozmowa. Jestem przekonana, że to był znak od zmarłej mamy i brata mojego męża, że są z nami. Nie czułam strachu. Powiedziałam tylko, żeby szwagier zapalił świeczkę dla nich. Do tej pory próbuję sobie to wytłumaczyć, ale żadnego wytłumaczenia nie ma. Pamiętacie film "Uwierz w ducha" z Patrickiem Swayze? Przypomniała mi się scena kiedy Swayze jako duch próbował nauczyć się poruszać przedmiotami. To właśnie tak wyglądało, jakby ktoś palcem przesunął ten telefon. Już teraz wiem, że anioły, które czuwają nad naszą rodziną to mama i brat męża. Mieliśmy wiele sytuacji zagrożenia, z których mogliśmy nie wyjść cało, ale zawsze "ktoś" nam pomagał. Zapalam świeczki i modlę się o spokój ich dusz.
Pamiętajcie, że takich rzeczy nie należy się bać, ale nie można też ich bagatelizować. To nie są żarty. Są rzeczy na świecie, których nie rozumiemy i nie potrafimy wyjaśnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz