To już... zaraz... jeszcze tylko kilka godzin i ruszamy na lotnisko :) Brzuch mnie boli, w żołądku się kotłuje, podekscytowanie sięga zenitu. Strach nie pozwala niczego przełknąć! Co to będzie? A może się wycofać? Może jednak zrezygnować? Po co mi to?
Aaaaaaaa....
Przecież to moje marzenie- największe, najważniejsze, wyczekane :) Jutro o tej godzinie będę jechać żółtą taksówką przez Most Brookliński na Manhattan do naszego mieszkania :) Jutro będę oglądać inny świat, kosmos! Jestem ogromnie podekscytowana. Cudownie!
Walizki spakowane. Wszystko zabrane. Miejsce na to, co ewentualnie kupię na miejscu zrobione :) Wika w sumie więcej kupi niż zabiera ze sobą. Byłam u Niej, też podekscytowana, uśmiechnięta. Świetnie widzieć bliską osobą tak radosną, i ciepło się robi na sercu wiedząc, że to moja zasługa :) Uwielbiam dawać szczęście ludziom :)
Mam już kolejne pomysły, tym razem myślę nad prezentem dla męża na 40 urodziny, które będą za dwa lata :) to musi być jakaś petarda! I będzie :) Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli :)
Tymczasem ostatnie przygotowania i fruuuuu.... w marzenia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz