Nie nadaję się do aktualnego świata! Jestem przekonana, że powinnam żyć w innych czasach- w czasach romantyzmu. Nastał taki okres, że ludzie masowo się zdradzają, rozstają, żyją jak chcą. Każdy myśli o sobie, każdy chce zająć się sobą, patrzeć na siebie. W dzisiejszym świecie nie zwraca się już takiej uwagi na drugiego człowieka, na partnera, na męża. Co się liczy? JA! Muszę mieć czas dla siebie, żeby się zrelaksować, żeby pobyć ze sobą. A gdzie miejsce dla rodziny, dla tej drugiej połowy? Spełniamy swoje marzenia, realizujemy swoje plany. Jak to jest? Co się stało z tym światem?
Wszędzie pełno tragedii, jak nie zabójstwa, samobójstwa, to gwałciciele, pedofile, ludzie znęcający się nad dziećmi, żonami, mężami, zwierzętami. Ja się wypisuję z takiego świata. Ja się boję!
Nie powiem- chcę realizować swoje marzenia, mam do zrealizowania swoje plany, ale... no właśnie jest takie małe "ale"- to moja rodzina. Nie, nie ograniczają mnie w żadnym stopniu. To nie tak, że mam rodzinę, która zakazuje mi pewnych rzeczy. Ja sama wiem, że mogę marzyć o mieszkaniu w innym miejscu, innym kraju, ale są pewne sprawy, które trzymają mnie tutaj. Gdybym chciała pracować gdzie indziej musiałabym rozstać się z moją rodziną, a tego bym bardzo nie chciała. Mogę wyjeżdżać, żeby na przykład zobaczyć Nowy Jork, ale najlepiej gdyby moi bliscy byli ze mną- pokazałabym im o co chodzi. (Oczywiście w planach jest rodzinny wyjazd na wakacje do NY :) Myślę o tym, że możemy robić coś razem, że możemy przeżywać piękne chwile wspólnie- razem- całą rodziną.
Kiedyś usłyszałam, że po tylu z moim mężem jesteśmy jak brat z siostrą! Co za bzdura! Jesteśmy razem od 20 lat, znamy się bardzo dobrze, znamy swoje myśli, reagujemy podobnie na pewne rzeczy. Śmiejemy się z tych samych żartów. Jest nam bardzo dobrze razem. Mało tego- jest coraz lepiej! Wiem, że wielu nasze szczęście kłuje w oczy, ale to nie mój problem. Wiem, że wielu myśli, On ma przerąbane, tyle czasu z jedną "babą", a nam tak dobrze. Jestem przekonana, że Jemu jest z tym dobrze, a to dlatego, że nie zaniedbałam się po ślubie, po urodzeniu dzieci. Staram się cały czas wyglądać coraz lepiej, robić wszystko, żeby w domu było miło, żeby nasze życie było kolorowe. I to się póki co udaje. Staram się "ogarniać" jak najwięcej rzeczy, bo wiem, że mąż ma dużo na głowie i nie byłby w stanie zapamiętać wszystkiego. Kto gotuje w domu, kto zajmuje się dziećmi, kto sprząta, kto odrabia lekcje z synem, kto przygotowuje potrzebne rzeczy do szkoły i przedszkola, kto chodzi na zebrania, kto płaci rachunki? Ja. Mimo, że chodzę do pracy, to wiem, że jestem w stanie zrobić to lepiej, oczywiście swoim zwyczajem mam wszystko zapisane. Wiem co, kiedy i gdzie.
Wiele osób dziwi się, jak można tak wytrzymać. Jak można mieć taki banalny podział, kobieta -dom, dzieci, gary, mężczyzna- praca i wszystko co wokół domu. Dla mnie to normalne. Nie ma u nas kłótni, nie ma zbędnych rozmów. Nie ma fochów. Za to są rozmowy, jeśli jest problem mówimy sobie wprost o co chodzi. Szkoda czasu na ciche dni i bezsensowne "domyśl się".
Nie wiem czy znalazłam receptę na udane małżeństwo i szczęśliwe życie. Wiem jedno- my jesteśmy szczęśliwi. Mam nadzieję, że tak będzie już zawsze.
To piękne że udało się stworzyć tak dobre szczęśliwe małżeństwo oby nigdy się nie zmieniło. Powodzenia
OdpowiedzUsuńdziękuję :) wierzę, że wszystko zależy tylko od nas :)
OdpowiedzUsuń