poniedziałek, 31 października 2016

Halloween a Święto Zmarłych

To dla mnie normalny dzień. Nie przywiązuję do niego wagi. Nie jest to żadne święto! Nigdy nie obchodziłam tego dnia. Nigdy się nie przebierałam. Nigdy nie chodziłam po domach. Po prostu uważam, że nie ma co się spinać i obchodzić, bo nie ma czego obchodzić! Jednak odkąd mam dzieci ten dzień nie tyle stał się ważny, co przyczynia się do wspólnej zabawy, wspólnie spędzonego czasu przy dyniach, robieniu ciastek. Po prostu fajnie się bawimy. Wielu jest takich, którzy krytykują takie zachowania. Pod pretekstem bycia "prawdziwym Polakiem" negują Halloween, bo to nie polskie. Strasznie to denerwujące. Dla dzieci to fajna zabawa i nie robiłabym z tego żadnej ideologii.


dynieprzebrane dzieciduszki halloween kapelusz czarownicy paluchy


Niektórzy powiedzą, że my katolicy mamy Święto Zmarłych i to jest dla nas ważne. Oczywiście, że tak. Zgadzam się. Dziś byłam na cmentarzu, umyłam groby bliskich, zapaliłam znicze, obeszłam znajome groby. Wczoraj byliśmy na grobach, które są dość daleko i zawsze jedziemy tam przed 1 listopada. Jutro pójdziemy na cmentarz, pomodlimy się, położymy kwiaty i zapalimy znicze. Później objedziemy jeszcze kilka innych cmentarzy i pojedziemy na kawę do moich rodziców. To jest święto, które obchodzimy i tak będzie zawsze. Moje dzieci pytały o ten dzień, rozmawialiśmy i wyjaśniliśmy wszystkie ich wątpliwości.


Nie dajmy się zwariować! Wszystko trzeba zrównoważyć i wiedzieć co jest dobre, a co nie.

wtorek, 25 października 2016

Kosmetyki naturalne- samo zdrowie

Kosmetyki są dla nas ważne. To, czego używamy do ciała, włosów, twarzy ma ogromne znaczenie. Od jakiegoś czasu słyszymy w mediach o tym ile parabenów i różnych sztucznych substancji, które wpływają na nasze zdrowie znajduje się w kosmetykach. Wszędzie reklamowane są kosmetyki na bazie naturalnych składników. Każda z firm kusi klientów jak może, żeby przekonać do swoich produktów. Niestety z doświadczenia wiem, że to, co reklamowane jako naturalne, nie zawsze takie musi być.


Od pewnego czasu temat naturalnych kosmetyków spędza mi sen z powiek. Przede wszystkim dlatego, że mój wiek daje o sobie znać, poza tym dwóch ciążach i karmieniu piersią moje włosy zaczęły wypadać i niestety nie wyglądają już jak lata temu. Cera stała się ziemista, pojawiły się przebarwienia, popękały naczynia krwionośne. Niestety tak się dzieje i zdaję sobie sprawę z tego, że młodsza nie będę. Ale zawsze mogę sobie pomóc kosmetykami. Niekoniecznie muszę zamalowywać moje niedoskonałości tonami pudru czy fluidu. Szukałam rozwiązania w internecie i jak zwykle odpowiedź przyszła wcześniej niż mogłabym się tego spodziewać- kosmetyki naturalne z Federacji Rosyjskiej. Stwierdziłam, że nie ma na co czekać, trzeba spróbować. Nie byłabym sobą gdybym nie zechciała spróbować od razu kilku produktów. Ja zawszę kupuję hurtowo.


Z pomocą przyszła mi strona medicspa.pl - to tam zamówiłam i zamawiam do tej pory produkty rosyjskie, naturalne. Od pierwszego użycia jestem bardzo zadowolona. Skupiłam się na kosmetykach producenta Pervoe Reshenie, czyli Apteczka babci Agafii.


Jako pierwsze wypróbowałam naturalne ziołowe mydło czarne, które w swoim składzie ma wyciągi, ekstrakty i oleje z aż 37 syberyjskich roślin. Mydło jest w formie żelu, więc jest bardzo wygodne w użyciu oraz jest mega wydajne. Ja używam go do mycia zarówno włosów, jak i ciała. Nie kupuję już żeli pod prysznic, ani sztucznych, agresywnych szamponów, które sprawiały, że moje włosy były wysuszone, a skóra głowy w fatalnym stanie. Mogę zapewnić, że mydło to jest bardzo dobre, a jego zapach jest niepowtarzalny, cudowny, niespotykany i dający odprężenie.


mydło czarne


Kolejne kosmetyki, które wypróbowałam to oczywiście odżywki i maski do włosów. Wiadomo, jeśli myję włosy naturalnym mydłem to nie mogę mieć sztucznej odżywki. Na pierwszy ogień poszła więc maska drożdżowa na porost włosów. Zapach nie powala, ale podczas używania tej maski nie znajdowałam już włosów na podłodze. Ważne jest również to, że taka maska ułatwia rozczesywanie i włosy dostają blasku. W swoim składzie zawiera ponad 8 składników aktywnych, oprócz drożdży piwnych, zawiera też ostropest plamisty, sok brzozowy, oleje z kiełków pszenicy, nasion białej porzeczki czy owoców dzikiej róży.


maska drożdżowa


Jak już pisałam wcześniej korzystałam z różnych kosmetyków- kolejne to maseczki do twarzy, kremy, sól morska do kąpieli. Jedną z maseczek polecam szczególnie. To maseczka witaminowa fitoaktywna, poziomka, malina, dzika róża, rokitnik, jagoda kamczatska. Pachnie obłędnie, jest koloru czerwonego z małymi pestkami. Wygląda tak, jakby się rozdusiło truskawkę i rozsmarowało na twarzy. Maska ta jest wzbogacona olejami i sokami z jagód z rosyjskiej tajgi. Dzięki temu głęboko nawilża, wyrównuje koloryt twarzy i aktywizuje procesy regeneracji skóry.


maseczka Agafii


Ze strony medicspa.pl mogę polecić również kosmetyki firmy Bingospa. Mam sól do kąpieli, maskę algową do twarzy, jedwabne mleczko do mycia twarzy i szyi, płyn do higieny intymnej, serum kolagenowe do ciała. Wszystkie kosmetyki są w bardzo przystępnych cenach oraz są bardzo wydajne. Już dawno stwierdziłam, że na zdrowiu nie ma co oszczędzać, więc warto też zainwestować w swoje kosmetyki.


Polecam gorąco :)

niedziela, 23 października 2016

Choroba, szpital... próba dla związku?

Grypa żołądkowa- wyczerpująca, wykańczająca, osłabiająca. Noc pełna niespodzianek, tylko nie snu! Szósta rano, ostatni raz w WC, niemoc, ale ogromna potrzeba snu. Chwila, moment, zimno-gorąco, zimne poty, zawrót głowy, upadam, co się dzieje? Budzę się, leżę, w ręce telefon. Głowa boli- uderzyłam w ścianę. Zimno! Cholernie zimno, ale nie mam siły wstać. Ostatkiem sił wybieram numer do Niego- śpiącego na piętrze- "Przyjdź do łazienki, pomóż mi". Za moment podnosi mnie, ale nogi nie działają. W końcu udaje mu się mnie przetransportować na kanapę, temperatura 35,4 st.C. Czuję się okropnie. Leżę dalej przykryta kocem. Zasypiam. Budzę się i dzwonię do przychodni. Lekarz nawet mnie nie bada. Mam to przeczekać. Zwolnienie z pracy na cały tydzień. Głowa boli od uderzenia, w razie czego mam jechać na SOR. Nie mam sił. W domu leżę, bez sił. Wszyscy się martwią. Głowa cały czas boli. Następny dzień głowa nadal boli. Wieczór - jadę na SOR. Odsyłają na pomoc świąteczną. Tam prawie 3 godziny czekania, skierowanie na oddział neurologiczny, dostaję zastrzyk z ketonalu. Kolejne 2 godziny czekania na izbie przyjęć. Przyszła łaskawie pani doktor i odesłała do domu, ze skierowaniem na przyjęcie na oddział za kilka dni. Paranoja. Ledwo żywa i odesłana do domu. Ale niestety nie ma się co kłócić!


Dzieci do babci. A ja do szpitala. Kolejne 2,5 godziny czekania na izbie przyjęć. Zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Wreszcie przyszedł lekarz. Pół godziny rozmowy, wypisywania formularzy i na oddział. Smutno mi. Obce osoby, choroba wokoło. Szpital to nic fajnego. Badania. Prześwietlenia.


Ale, żeby tego było mało córka trafia na pomoc doraźną z wysoką gorączką. Skierowanie na oddział pediatryczny. Jestem z nią i mężem. Idziemy na oddział. Ordynator zauważa mój wenflon. Zwraca mi uwagę, że nie powinno mnie być na innym oddziale. Ale jak ja mam nie być przy dziecku? Małej zakładają "motylka", dostaje kroplówkę, śpi wymęczona. Mąż przywiózł rzeczy, piżamki i ulubione zabawki małej. Będzie z nią w szpitalu. Mam wspaniałego męża. Przekonuję się o tym kolejny raz. Trzy dni mała w szpitalu, tata razem z nią. Ja dochodząca z 3-go piętra.


U mnie bez zmian. Ketonal dożylnie, badania. Tomograf, EEG, EKG. W końcu rezonans. Półtora tygodnia leżenia, fajni ludzie, nowe znajomości. A mąż mimo, że zajęty pracą, to i do dzieci codziennie zaglądał, do mnie przyjeżdżał.


Wyszłam ze szpitala, zwolnienie na 2 tygodnie po szpitalu. Mogłam odetchnąć z ulgą, już po wszystkim, chyba będzie dobrze. Ale jedno nie daje mi spokoju- co to było? Co mi się stało? Panika, płacz przechodzący w szloch. Bezdech. Nerwy dają o sobie znać. Nie mogę oddychać. Błagam męża o pomoc. On przerażony przytula, masuje, otwiera okno, przynosi wodę. Jest ze mną. 2 w nocy, a On przy mnie, opiekuje się, ja ryczę! Uświadamiam sobie, że mogę to wszystko stracić, że może być coś nie tak, że w rezonansie coś wyszło i będę musiała zostawić moich bliskich, których tak bardzo kocham.


Odbieram wypis ze szpitala, to torbiel. Czytam w internecie- to nic groźnego, ale pod stałą opieką muszę być i uważać na głowę. Ulga. Odetchnęłam.


Kolejny raz dostałam szkołę życia. Kolejny raz uświadomiłam sobie jak wielka jest nasza miłość. Jak to dobrze mieć przy sobie bratnią duszę, kogoś kto od 20 lat jest przy mnie i kocha jak nikt inny. Będziemy razem do końca... do końca...


KOCHAM :)