niedziela, 28 maja 2017

9 dni :)

To już niebawem :) Jestem szczęśliwa :) Myślę intensywnie, żeby jak najlepiej zorganizować cały pobyt. Myślę, żeby zorganizować wszystko tu na miejscu, bo przecież cała moja familia zostaje! Dzieci będą chodzić do szkoły i przedszkola, będą różne zajęcia, wycieczki, więc trzeba o wszystkim pomyśleć. Babcia będzie czuwać cały tydzień- najukochańsza na świecie :)


A ja! Głowa pełna od pomysłów, myśli, pytań, wątpliwości. Aaaaaaa... żebym niczego nie zapomniała, żebym o wszystkim pomyślała, żeby wszystko się udało!

A po przyjeździe jeszcze wesele! Buty dla męża- trzeba kupić już teraz, bo później już nie będzie czasu, Niko nie ma ciuchów! Aaaaaa... oszaleję! A ja co mam spakować??? Biorę długopis, notes i już! Wszystko musi być spisane!

Tralalalalalala ... NYC niebawem :) Tralalalalalalala ......

wtorek, 23 maja 2017

New York, New York- to już za 2 tygodnie :) yupiiii

Nie mogę uwierzyć! Trzęsę się już ze strachu przed lotem. Jak to będzie? Zastanawiam się. Jak wygląda lot? Czy moja głowa oszaleje? Czy wytrzymam tyle godzin? Mam nadzieję, że moja głowa nie zwariuje i nie zacznie myśleć- jestem wysoko, nic mnie nie trzyma przy ziemi, pode mną ocean, a jak coś się stanie i zaczniemy spadać? Tego boję się najbardziej- ataku paniki. Bardzo chciałabym mieć obok siebie mojego męża, który by mógł mnie przytulić, uspokoić. Czułabym się bezpieczniejsza. Niestety - nie pisałam tego, ale był dwa razy w ambasadzie i nie dostał wizy. Jest strasznie rozgoryczony, ja też. Kit ze straconą kasą, ale straciliśmy szansę na fajny czas, który moglibyśmy spędzić razem. Razem moglibyśmy przeżywać najpiękniejszą podróż życia. Szkoda, straszna szkoda. Ja jednak jestem gotowa na każde wyzwanie, byle mieć możliwość zobaczenia mojego ukochanego Mostu Brooklińskiego, Central Parku, Terminalu Grand Central i wielu innych wspaniałych miejsc.


Cały czas myślę- co jeszcze potrzebuję? Walizkę na bagaż podręczny zamówiłam, bo stwierdziłam, że lepiej mieć więcej miejsca do spakowania- może coś tam kupię to będę miała gdzie się spakować :) Ubezpieczenie- ważna sprawa. Najlepiej kwota bez limitu, żeby w razie czego mieć zabezpieczenie i nie musieć się martwić, że w kraju będzie trzeba zaciągać kredyt. Co jeszcze? Już chyba wszystko załatwione, kupione, zrobione.


Najgorsze, że w ostatnim czasie dzieje się tak dużo niedobrego. Na Times Square pijany/naćpany facet wjechał w tłum ludzi- nieciekawie, w Manchester Arena zamach terrorystyczny. Strach mnie oblatuje na samą myśl. Jestem jednak pełna optymizmu i wiary w to, że będzie dobrze. Przecież codziennie miliony ludzi latają po całym świecie. Przecież codziennie jeżdżę do pracy- na drodze różnie bywa. Każdy z nas ma swoje przeznaczenie. Myślę, że będzie dobrze. Już układam w głowie i rozpisuję w notesie gdzie i kiedy pójdziemy. Najlepsze jest to, że mamy załatwioną Magdę - przewodniczkę. Udało się zorganizować grupę sześciu osób do zwiedzania i nie musimy płacić 450$ za dzień, tylko 80$ od osoby :) Tym samym 8 czerwca będziemy zwiedzać Brooklyn w towarzystwie Magdy i kilku innych osób. Marzyłam o tym. Bałam się trochę sama jechać w tamten rejon, to jednak daleko z Manhattanu i mogłabym czasem metrem do Kanady dojechać :)


Nie, nie wierzę! Ja i Nowy Jork? Czy to prawda? Czy tylko sen? Może się zaraz obudzę i wszystko okaże się wielką ściemą?


Nieeeee, to prawda! Jadę... niebawem... już za chwilę :) Spełnia się! Największe marzenie mojego życia, najpiękniejszy sen.


wielkie jabłko

poniedziałek, 22 maja 2017

Zbigniew Wodecki nie żyje, kolejna ogromna strata :(

Dziś zrobiło mi się bardzo przykro, kiedy w pracy przeczytałam wiadomość o śmierci Zbigniewa Wodeckiego. To fantastyczny człowiek, wspaniały artysta. Ten głos, ta trąbka i skrzypce będą mi towarzyszyć zawsze. Uwielbiam Go. W tym roku mężowi na urodziny sprawiłam płytę z największymi przebojami Pana Wodeckiego.


Cóż... będzie grał tam- do góry, im będzie umilał czas dźwiękami trąbki i swoim cudownym głosem. Nam zostały Jego płyty i muzyka, która jest wieczna.


Ogromna strata. Żal. Smutek. Szkoda. Wielka szkoda.


"...do znajomych drzwi pukać myśląc czy,


czy nie stanie w nich czasami,


tamten chłopak ze skrzypcami..."


Ach... smutno :(


[*]


images

wtorek, 16 maja 2017

Pierwsza Komunia Święta Nikodema

Nadszedł maj- czas komunii. Ja również w tym roku uczestniczyłam w tym ważnym wydarzeniu. Nie mogę uwierzyć, że Niko jest już tak duży.


Przygotowywał się długo. Próby w kościele, uczenie modlitw, pieśni. Spotkanie z właścicielką restauracji, gdzie mieliśmy poczęstunek dla gości, alba, buty, koszula, garniturek. Biegania trochę było, ale warto. Owszem, wcześniej nie chodziliśmy do kościoła, nie byłam z siebie wówczas zadowolona. Jestem katoliczką, w tej wierze wychowana, od małego chodziłam do kościoła. Zawsze szłam do kościoła z chęcią. Śpiewałam w chórku kościelnym- jak sobie przypomnę to śmiać mi się chce. Ja- wtedy głos jak anioł, dziś już lekko zachrypnięty, żeby nie powiedzieć przepity :) Jako dziecko katolików mam wszystkie sakramenty- chrzest, komunia, bierzmowanie, no i był też ślub kościelny. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć bez ślubu.


W dzisiejszych czasach niestety jestem trochę oderwana. Coraz więcej ludzi rezygnuje z sakramentów. Oczywiście niech robią co chcą, co im podpowiada intuicja, serce czy rozum. Ale bardzo nie lubię tekstów "a co ci kościół da?", nienawidzę! Jakoś nigdy w ten sposób do tego nie podchodziłam. Raczej chodziłam z potrzeby serca. Był taki czas, że przestałam chodzić. Nie przestałam wierzyć, nie! Po prostu zawsze miałam coś lepszego do roboty, nie miałam czasu, byłam leniwa. Jednak czułam, że czegoś mi brakuje. Niedziela zawsze kojarzyła mi się z kościołem. Bardzo mi tego brakowało. Ale komunia Nikodema wymusiła na mnie dyscyplinę i regularne wyjeżdżanie w niedzielę, żeby się pomodlić. Chcę, żeby moje dzieci też chodziły do kościoła. Dzieci są ochrzczone, Niko ma komunię i będą mieć wszystkie sakramenty. Wychodzę z założenia, że sakramenty niczego nie zmienią w ich życiu, po prostu będą je mieć. Jeśli wybiorą inną drogę w swoim życiu, inne wyznanie, to już ich sprawa.


Wracając do Komunii Świętej Nikodema- było pięknie- mimo deszczowej pogody. Trochę nerwów, bo pod znakiem zapytania był przyjazd wyczekiwanej chrzestnej z rodziną- na szczęście stan zdrowia Asi się poprawił i mogła przyjechać. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo z sms'a o 6 rano. Wszyscy pięknie, odświętnie ubrani. Nikodem w białej albie, od rana skupiony. Dużo z Nim rozmawiałam o tym dniu. Mówiłam, że najważniejsze jest to, że przyjmie Pana Jezusa do swojego serca. Nie chciałam. żeby dla Niego w tym dniu liczyły się pieniądze i prezenty- nie na tym to polega! W kościele było bardzo uroczyście. Wszystko wyszło wspaniale. Po mszy pojechaliśmy do restauracji, gdzie czekała już cała obsługa i stoły pięknie przystrojone. Jedzenia było baaaardzo dużo. Najważniejsze, że goście najedzeni i zadowoleni. Nikodem dostał aparat od chrzestnej i pieniądze. Wszystkie torby z prezentami stały na specjalnie uszykowanym do tego stoliku. Nikodem wcale się nimi nie interesował. Widać wziął sobie do serca moje słowa. Jestem dumna z mojego mądrego syna. Było miejsce dla dzieci, gdzie mogły się bawić, porysować, usiąść przy stoliku i zjeść chipsów czy popcornu. Mimo brzydkiej pogody dzieci były cały czas zajęte. Była też bryczka i krótki przejazd dla dzieci. Jak wróciliśmy do domu pod wieczór byliśmy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Nikodem nie dopytywał o kasę, bo wiedział co o tym myślimy. Za te pieniądze ma kupione płyty z grami na xbox'a i dostanie jeszcze hoverboard'a o jakim marzy. Powiedzieliśmy mu o tym- mocno nas przytulił i bardzo się ucieszył.


To był bardzo wyczerpujący dzień, ale wszystko się udało, więc możemy być z siebie zadowoleni. Cieszę się, że to już.