niedziela, 8 października 2017

Rodzinne spotkania :)

Niedziela- zazwyczaj imieniny, urodziny i inne uroczystości obchodzimy właśnie w niedzielę. Z uwagi na to, że mój tata we wtorek będzie miał urodziny- postanowiliśmy dziś przyjechać na kawę. Jak zwykle mama upiekła przepyszny serniczek, każdy przyniósł prezent i życzył oprócz zdrowia, wygranej w lotto. Co oznaczają takie spotkania? Po co w ogóle się spotykamy? Czy to na pewno potrzebne? Przecież codziennie przywożę dzieci do rodziców! Przecież chwilę porozmawiamy kiedy je odbieram!


Owszem, ale takie spotkania to co innego. Możemy posiedzieć, porozmawiać, powspominać. Wiele historii usłyszałam po raz pierwszy właśnie na takich rodzinnych spotkaniach. Uwielbiam słuchać taty i mamy jak opowiadają o losach naszej rodziny. Uwielbiam słuchać jak dziadek i babcia byli zesłani do Niemiec do pracy, jak tam się poznali, jak szli pieszo do rodzinnego domu. Szli długo, babcia w ciąży. Co za czasy! Nie ogarniam! Zimy srogie, a oni szli. Dom był dla nich najważniejszy i bardzo chcieli do niego wrócić. Z kolei pradziadkowie ze strony mamy- Volksdeutsche na polskich ziemiach. Nie było im łatwo- gdyby nie dobre serce pradziadka i prababci, cała wieś byłaby przeciwko nim. Ale Oni byli bardzo dobrymi ludźmi, nie donosili na Polaków, nie robili niczego co mogłoby komuś zaszkodzić. Ostrzegali sąsiadów, że Niemcy do nich idą, żeby pochowali wszystko co w tamtych czasach było nielegalne, wszystko czego nie mogli posiadać. Takie historie mrożą krew w żyłach. Ale nie słyszałam tego wcześniej. Jeszcze niedawno byliśmy za młodzi, żeby siedzieć z rodzicami i ich słuchać, teraz rozumiemy jakie to ważne. To nasza historia, tradycje rodzinne.


Nikodem ma w szkole historię. Jutro kartkówka z pojęć związanych z drzewem genealogicznym, tradycją, rodem, patriotyzmem. Przepytałam Go, żeby sprawdzić ile umie. Okazuje się, że mój mądry chłopak słucha i wie bardzo dużo na temat naszej rodziny. Widzi wiele rzeczy. Potrafi powiedzieć jakie pamiątki i po kim mamy w domu. Dumna jestem i wiem, że zabierze to kiedyś ze sobą do swojego domu. W przyszłości również będzie dbał o przekazywanie historii rodzinnych i pamiątek swoim dzieciom.


Mamy dużo pamiątek rodzinnych w domu, dużo dokumentów, starych naczyń, żelazek, luster. To nasze dziedzictwo i nie interesuje mnie czy to kicz, czy komuś się podoba czy nie. To jest moje. Każdy przedmiot ściśle związany jest z moimi przodkami, określa mnie i moją rodzinę. Każdemu z dumą pokazuję i opowiadam o przedmiotach zgromadzonych w moim domu.


A spotkania? Są i nie wiem jak długo będzie nam dane spotykać się w takim gronie. Rodzice mają już swoje lata. Boję się, że może to się niebawem skończyć. Na razie staram się przyjeżdżać jak najczęściej. Teraz imieniny mamy, jeszcze w październiku. Wigilia w tym roku u mnie. Wszyscy jak zwykle przyjadą. Będzie wspaniała atmosfera. Pełen dom ludzi, zapach świąt, jedzenia. Uwielbiam to. Oby było tych spotkań jak najwięcej i jak najczęściej.

piątek, 6 października 2017

"ANIA" wzruszająca książka o Ani Przybylskiej

Bardzo lubiłam tą aktorkę. Była troszkę starsza ode mnie. Piękna, utalentowana, cudowna aktorka, wspaniała mama. Coś o Jej życiu wiedziałam, jakieś fakty kojarzyłam- w końcu to osoba publiczna. Wiadomość o Jej śmierci bardzo mnie wzruszyła i ogromnie zdołowała. Pomyślałam jako matka, że zostawiła swoje dzieci, że teraz one będą bardzo tęsknić. Nie wyobrażałam sobie co muszą czuć. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie co Ania musiała czuć odchodząc. Jak bardzo musiało boleć Ją to, że zostawia takie maluszki. To dla mnie niewyobrażalne. Czy da się zrobić instrukcję w razie śmierci? Oczywiście, że się da. Czy da się na to przygotować? Nie. Nie da się na to przygotować. Nikt nigdy nie jest gotowy na śmierć. Nie wyobrażam sobie co przeżyłyby moje dzieci. Kto by je przytulił? Kto by usiadł z nimi do lekcji? Kto wyprasował ubrania? Kto zrobił ich ulubioną pizzę? Kto pocałował bolące miejsca??? Jest we mnie taki strach, jak sobie poradzą, jeśli by mi się coś stało.


Słyszałam o książce "Ania", ale jakoś parcia do kupienia nie miałam. Widziałam w internecie akcję promocyjną. Czytałam fragmenty przytaczane przez różnych ludzi. Wchodząc ostatnio do księgarni, w której miałam zrobić ksero, rzuciła mi się w oczy ta książka. Uśmiech Ani bił po oczach już od wejścia. Nie zastanawiałam się, kupiłam i pojechałam do domu. Przeczytałam jednym tchem. Książka o życiu Ani. O Jej życiu zawodowym i prywatnym. Opowieść o pięknej dziewczynie, cholernie zdolnej, bardzo fajnej, normalnej. Ania była osobą, która potrafiła porozmawiać z wielkim reżyserem i sprzątaczką. Lubiącą sprośne żarty. Umiejącą zjednać sobie ludzi. Była bardzo dobrą osobą, niezwykle utalentowaną, uśmiechem i tymi wielkimi oczami rozbrajającą. Książka pokazuje jak wyglądało Jej całe życie- od dzieciństwa po kres życia i śmierć.


Ania to bardzo żywiołowa osoba, trzpiotka. Od dzieciństwa wiedząca co chce w życiu robić i dążąca do spełnienia swojego marzenia. Trafiała w życiu na różnych ludzi. Była w nieudanych związkach, które mogły zniszczyć Jej marzenia, ale na szczęście w porę wychodziła z tych toksycznych relacji. Śmierć Jej ukochanego taty był dla Niej ciosem. Marzyła o dużej rodzinie, o wspaniałym mężczyźnie i czwórce dzieci. Los nie był dla Niej łaskawy, dwójkę dzieci straciła. Nie wyobrażam sobie co musiała czuć. Stworzyła wspaniałą rodzinę. Potrafiła zrezygnować z siebie dla swoich najbliższych. Potrafiła przedłożyć dobro rodziny, dzieci, swojego partnera nad swoje ambicje. Fantastyczna osoba. Zastanawiam się i sama nie wiem czy potrafiłabym tak, jak Ona. Czy umiałabym się poświęcić dla rodziny? Zrezygnować z marzeń i planów? Kocham ich, ale póki nie byłam w takiej sytuacji nie wiem co bym zrobiła. Ania potrafiła. Jaką trzeba być osobą, jak bardzo kochać.


Umarła 3 lata temu. Opowieść mamy Ani o Jej ostatnich chwilach jest bardzo wzruszająca. O dwóch łzach spływających po Ani policzkach, kiedy wydała ostatnie tchnienie. Ryczałam! Po prostu rozbeczałam się jak dziecko. To niemożliwe, żeby tak wspaniała osoba odeszła. Jej cząstkę mamy w filmach i wielka szkoda, że już nigdy żaden nowy film z Anią się nie ukaże.


Myślę sobie, że gdybym spotkała Ją na swojej drodze albo byłybyśmy przyjaciółkami na zabój, albo nienawidziłybyśmy się na śmierć i życie. Dostrzegam w Ani wiele podobnych cech, zachowań. Chyba jednak byśmy się dogadały.


Czytałam wiele komentarzy w internecie o tym, że po co rozdrapywać Ani śmierć. Ktoś pytał po co książka, po co film? Dlaczego? Co tej mamie przyszło do głowy, żeby opowiadać o śmierci Ani? A ja pytam a dlaczego nie? Dlaczego nie wspominać cudownej, ciepłej osoby. Dlaczego nie mówić o kimś, kto był normalny, mimo tego, że był sławny i lubiany. Ania powinna być wzorem do naśladowania. Ludzie są straszni, myślą, że  w internecie mogą wszystko. W dzisiejszych czasach mało jest empatycznych, fajnych ludzi, którzy powiedzą- cholera, rzeczywiście umarła świetna osoba, bardzo szkoda. Zamiast tego wylewają żale i komentują nie mając tak naprawdę nic mądrego do powiedzenia.


Ach... znak naszych czasów!


Ja jednak książkę polecam i twierdzę, że warto przeczytać. Można się pośmiać, zadumać i popłakać. Można też wziąć przykład z wielu postaw życiowych Ani.


Ania. Biografia Anny Przybylskiej