poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Keratynowe prostowanie włosów

Jestem kobietą, marzę o pięknych, długich, lśniących włosach. Każda kobieta chce mieć piękne i zadbane włosy. W reklamach pokazywana są kobiety z fantastycznymi włosami, nienaturalnie gęstymi. Włosy to atrybut kobiecości, dlatego tak trudno kobietom, które są po chemii zaakceptować fakt ich utraty. Widziałam wiele historii kobiet, które nie potrafią się pogodzić z tym, że nie mają włosów. Wiele z nich mówi o tym, że czują się zwyczajnie nagie.


Zawsze marzyłam o długich, pięknych, lśniących włosach. Chciałam, żeby mama wiązała mi kitki, warkocze, upinała je na różne sposoby. Niestety całe dzieciństwo miałam krótkie włosy, bo tak mi się pięknie kręciły- jak pierścionki! Nienawidziłam tego i jak tylko mogłam w tej kwestii coś powiedzieć i postawić na swoim, zapuściłam je. Nigdy nie udało mi się zapuścić długich, takich jak chciałam- kręcone po prostu nie rosną! Co trochę urosły to się pokręciły i tyle było widać. Cóż, takie życie. Zostało mi tylko przedłużenie :)


Pomyślałam o tym, żeby zrobić keratynowe prostowanie, ale... no właśnie... ale cena! Usłyszałam minimum 350zł, ale to wszystko się okaże podczas zabiegu. Czyli może być i 400??? Nigdy w życiu. Ale tu z pomocą przyszła mi koleżanka z pracy- dzięki Paulina :) 250zł jest do zaakceptowania, więc bez problemu umówiłam się i już jestem po zabiegu. Opłacało się! Włosy lśniące, piękne, miękkie, układające się i wyglądają tak zdrowo, jak nigdy. Nie mam zupełnie prostych, ponieważ moje włosy mają dość mocny skręt, ale wyglądają cudownie. Teraz wystarczy tylko umyć, wysuszyć i już :) i tak pół roku :)


Gorąco polecam :)


przedkeratyną keratynowe włosy

piątek, 14 kwietnia 2017

Dziś są moje urodziny :)

Dzień jak codzień!


13 kwietnia 37 lat później. Jestem.


Praktycznie cały dzień w pracy. Miłe życzenia odbierane osobiście, na fejsie, przez sms'y. Fajnie! Nawet te fejsowe życzenia są miłe. Wiadomo- gdyby nie fb nikt by nie wiedział. Ja jednak doceniam to, że ktoś poświęca chwilę, żeby napisać. Każde życzenia są dla mnie ważne. Każde doceniam. U rodziców oczywiście tort i życzenia. Prezent praktyczny- ściśle związany z wyjazdem do NYCa. Dzieciarki zaśpiewały "sto lat". Mimo bolącego gardła i chorych zatok cieszę się tym dniem.


Do domu pojechałam sama, bo dzieci nie bardzo chciały jechać. Na dworze bawią się w najlepsze z innymi dziećmi, więc nie jest im na rękę jechać do domu. W domu kolejna porcja prezentu ściśle związanego z wyjazdem :)  Położyłam się, odpoczęłam, wyciszyłam, poleżałam pod kocem. O 20.00 mąż pojechał po dzieci. Później piwko i chwila dla nas. Samopoczucie nie bardzo. Zatoki bolą coraz bardziej.


Mimo, że zdrowie szwankuje czuję się całkiem fajnie. Mimo wieku ! :) Wiek nie odgrywa dla mnie większej roli, dlatego nie mam problemu z mówieniem ile mam lat. Czy na tyle wyglądam? Hmmm... co niektórzy twierdzą, że na 47 :) Ja osobiście czuję się cały czas na mniej! Zachowuję się też ...yyyy... na mniej :) Głupawka jest nieodłącznym elementem mojego życia. Co niektórzy uważają mnie za wstrętną babę, która jest niemiła, obrażona i wyniosła, inni twierdzą, że nie jestem wcale taka zła, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Każdy dojrzały człowiek powinien wiedzieć, że należy poznać drugą osobę i wtedy wydawać opinie. Zdaję sobie sprawę, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze i zdarza się, że oceniamy ludzi po tym właśnie. Mi też się zdarza. Ale jestem tylko człowiekiem, mogę mieć gorszy dzień, gorzej się czuć. Nie szukam wszędzie przyjaciół, mam sprawdzonych ludzi wokół siebie. Wiem komu co mogę powiedzieć, z kim pożartować, a przy kim zachować ostrożność.


Czego sobie życzę na te 37?


Zdrowia, bo to jest naprawdę najważniejsze.


Wytrwałości w podejmowanych wyzwaniach.


Poczucia humoru, żebym zawsze miała taką głupawkę i nigdy się nie zmieniała.


Spełniania marzeń- zawsze i wszędzie!


Pewności siebie- żeby nikt nigdy mnie nie "złamał".


A co mam?


Wszystko czego pragnę, co kocham, czego sobie życzę :)


ŻYCZĘ MIŁEGO DNIA :)

czwartek, 6 kwietnia 2017

Matka- człowiek orkiestra

Mama to osoba, która kocha. Kocha bezgranicznie, stara się ogarnąć dom, obiad, sprzątanie, zakupy, dzieci, męża, pracę i.... wiele, wiele innych rzeczy. Moja mama zawsze ogarniała wszystko, co było związane z domem. Ogarnia zresztą do dziś. Zawsze myśli o nas- wszystkich swoich dzieciach i naszych rodzinach. Mama jest cudowną osobą, najlepszą, kochającą, pomocną. Nie wyobrażam sobie bez Niej życia. To najlepsza osoba na świecie, najlepsza jaką znam. Nie miała, nie ma łatwego życia, ale radzi sobie, mimo wszystko! Zawsze na pierwszym miejscu byliśmy my, na ostatnim Ona. Nawet jeśli mówiliśmy/mówimy, że ma zacząć o sobie myśleć, bo my już sobie radzimy, bo my już wyszliśmy z domu, Ona wie lepiej. Dla Niej nasze szczęście to priorytet i wiem, że tak będzie do końca. Wiem, że tak długo, jak starczy Jej sił będzie nam pomagać, dla nas gotować, pracować w moim ogrodzie (bo ja nie mam wiecznie czasu), opiekować się moimi dziećmi.


Mimo prawie 70-tki na karku trzyma się świetnie. Oczywiście boli Ją tu i ówdzie. Wspomaga się tabletkami, suplementami, wszystko po to, żeby mogła z nami być. "Kto ci te dzieci wychowa"- te słowa brzmią mi  w uszach cały czas. Mama rozumie, że my-rodzice musimy pracować, żeby zarobić na dom, kredyt i inne pierdoły, a Ona ma za zadanie, jako najlepsza babcia na świecie, opiekować się wnukami. Troszczy się o nich najlepiej jak potrafi. Mają wszystko co zechcą. Robi im najlepsze na świecie naleśniki, kluseczki, zupki, frytki, kotleciki, kanapeczki, popcorn. Babcia zaceruje skarpetki, zszyje dziurę w spodniach i bluzce, naprawi zabawki, uczesze lalki. Babcia z prawdziwego zdarzenia. Kocham Ją i uczę moje dzieciaki, że mają babcię kochać najbardziej na świecie, bo to Ona je wychowuje, to Ona uczy ich, karmi, kocha. Dziękuję Bogu, że Ją mam. Nie wyobrażam sobie życia bez Niej. Ona spaja całą rodzinę. ZŁOTA KOBIETA !!!!


A ja? Jaką ja jestem matką? Staram się. Wiem, że trochę nieudolnie mi to wychodzi, że za dużo biorę sobie na głowę, że staram się wszystko ogarnąć. Zdarza mi się wybuchać, bo staram się wszystko pozałatwiać a nie wszystko wychodzi jakbym chciała. Teraz jest taki czas kumulacji różnych spraw do załatwienia. Z uwagi na to, że mąż mój pracuje, żeby zarobić na lepszy byt, ja ogarniam. Mój mąż zastanawia się o czym ja tak myślę, dlaczego nie skupiam się na tym co mówi? A ja, tak sobie myślę, że komunia niedługo, trzeba kupić buty Nikodemowi, koszulę, spodnie, zmniejszyć albę, bo trochę za dużą zamówiłam, iść do kościoła z małym "komunistą", bo tata nie wie nawet, że takie spotkania są. Oczywiście mama musi ogarnąć strój córki, swój, pojechać do restauracji ustalić menu. Nikodem musi mieć zrobione badania okresowe, ja przygotowuję się do dodatkowych zadań, które czekają mnie w pracy, do wakacji życia w Nowym Jorku- sprawdzam w necie jak będziemy mogły spędzić czas, kupiłam karnety ze zniżką, rezerwuję wejścia do miejsc, które tego wymagają, przygotowania idą pełną parą. Ogarniam dom, pracę, dzieci, lekcje, testy kompetencji, dodatkowe zajęcia dzieci, pranie, sprzątanie, ogród. Powoli czuję, że mi czacha dymi. Czuję, że jest tego coraz więcej i czekam na chwilę oddechu. Ale podobnie jak moja mama kocham moją rodzinkę najbardziej na świecie i wiem, że dla nich zrobię wszystko. To moje życie, moja miłość.


MATKA JEST TYLKO JEDNA :)