poniedziałek, 24 lipca 2017

Nowy Jork dzień II :)

Ciężko mi idzie to pisanie! Emocje już trochę opadły, chociaż często wracam myślami do Piątej Alei, do Times Square, do Central Parku. To naprawdę piękne miejsca, niespotykane nigdzie indziej i mające swój urok.


Czwartek 8.06.2017r.


Drugiego dnia miałyśmy zaplanowane zwiedzanie Brooklynu z Magdą z Littletownshoes.com, więc rano pobudka, książka "Z Nowym Jorkiem na NY" i metrocard w rękę i wio. Poszłyśmy już "trochę" zorientowane do metra, weszłyśmy na pewniaka, co kilka minut metro podjeżdżało, więc chwilę się zastanowiłyśmy, rozejrzałyśmy i zgodnie z tym, co powiedziała Magda najpierw linią L, potem w E i jedziemy. Duma nas rozpiera, uśmiechy na twarzy, rozmowy jakie to metro jest proste w obsłudze itd. itd. Po pewnym czasie - jakieś 15 minut później- coś mi nie pasowało. Odpaliłam aplikację w telefonie i co się okazało? Że pojechałyśmy w drugą stronę i jesteśmy w Harlemie :) Na przedostatnim przystanku wysiadłyśmy, wyszłyśmy z metra i moim oczom ukazał się Harlem, mało bezpieczna dzielnica- niskie zabudowania, wolno jeżdżące auta a w nich czarnoskórzy panowie, muzyka na cały regulator, ciarki mi przeszły, ale nie dałam po sobie poznać strachu. Po drugiej stronie ulicy wejście do metra w drugą stronę- na Brooklyn, czyli tam, gdzie miałyśmy pierwotnie jechać. Szybko przeszłyśmy przez ulicę i biegiem do metra. Jak już byłyśmy w metrze kamień spadł mi z serca. Dojechałyśmy już na miejsce bez problemu z lekkim 20-minutowym opóźnieniem. Przywitała nas Magda z pięcioosobową rodzinką, z którą spędziłyśmy cały dzień.


Rozpoczęliśmy zwiedzanie od tych pięknych miejsc na Brooklynie, po drugiej stronie Manhattanu. Rzeczywiście widok na Manhattan najlepszy jest z Brooklynu, wtedy można ujrzeć wszystko z lepszej perspektywy. Rozpoczęliśmy od spaceru z widokiem na Manhattan, najpierw dzielnica z kamienicami- tymi z filmów, z tymi fajnymi schodami, na których każdy marzy, żeby sobie usiąść- oczywiście nie omieszkałam usiąść i zrobić sobie pamiątkowego zdjęcia. Piękne miejsce. Zrobiłam sobie zdjęcie pod mostem Brooklyńskim, o którym zawsze marzyłam. Kolejne zdjęcie na tle mostu Manhatańskiego- miałam na FB takie zdjęcie i obiecałam sobie, że wstawię kiedyś takie zdjęcie ze mną na tle mostu- i tak się stało :) I tak powoli, powoli szliśmy sobie Brooklynem, najpierw dzielnica DUMBO, potem Brooklyn Heights, Williamsburg i Greenpoint. Mieliśmy cały dzień, więc po co się spieszyć. Oczywiście najpiękniejsze kamieniczki w dzielnicy, w której ludzie zarabiają 200.000$ rocznie, później też nie brzydkie kamieniczki, gdzie ludzie zarabiają po 40.000$ rocznie, później 30.000$ rocznie, przez Williamsburg aż po Greenpoint.


Po drodze zwiedziliśmy Bushwick, czyli dzielnicę, w której widziałam chyba najpiękniejsze graffiti. Zjeżdżają tam najlepsi graficiarze z całego świata i malują na nowo co kilka miesięcy. Piękne murale, wszystko malowane w 3D, więc bardzo realistyczne.


Zwiedziliśmy Williamsburg, który jest nazywany mekką hipsterów. W południowym Williamsburgu mieszkają też ortodoksyjni Żydzi. Przeszliśmy po chasydzkiej dzielnicy, która robi wrażenie. Wszędzie widać kobiety w perukach, w spódnicach za kolana, w koszulach, pulowerkach, z dziećmi. Mali chłopcy z pejsami, w jarmułkach, starsi mężczyźni w płaszczach, kapeluszach. Kraty w oknach! Dlaczego? Ponoć Żydzi mają jeden dzień w tygodniu, gdzie przez cały dzień muszą być pootwierane okna, więc żeby nikt ich nie okradł na stałe mają kraty. To straszne, ale taka jest ich tradycja. Wszędzie są napisy żydowskie, na sklepach, na żółtym szkolnym autobusie również.


Oczywiście była też polska dzielnica Greenpoint. Szczerze powiem- myślałam, że będzie więcej akcentów polskich. A tu nic! Gdyby nie to, że przed sklepem zauważyłam Nałęczowiankę, to nie wiedziałabym, że to polska dzielnica. Myślałam, że będzie jak w "Samych swoich" w Chicago- nazwy sklepów po polsku, polskie nazwiska. Niestety.


Podobały mi się też sklepy z rzeczami, w którym starsze Afroamerykanki chodzą na msze gospel. Pewnie nie raz widzieliście na filmach jak wyglądają msze gospel. Czarnoskórzy ubrani na kolorowo, panie w garsonkach w jednym kolorze z pięknymi kapeluszami- takie właśnie stroje są do kupienia! Myślałam, że to tylko na filmach a tu naprawdę. Cały czas jest taka tradycja. Magda mówiła, że bardzo poleca każdemu wybranie się w niedzielę na taką mszę, ponoć wrażenia są niesamowite. Szkoda, że nie miałam okazji, ale nic straconego :) przecież wizę mam na 10 lat :)


Kolejną fajną rzeczą w naszym wspólnym zwiedzaniu, oprócz wielu ciekawych miejsc, opowieści o historii, kulturze, codziennym życiu, był występ chłopców z Bronx'u. Magda ma z nimi umowę, że tańczą w metrze dla grupy zwiedzającej- jeśli sobie tego grupa życzy. My wyraziliśmy zgodę na spotkanie z chłopcami. Zrobili na nas duże wrażenie. To dzieci z biednych rodzin, które wychowują się na ulicy. Często popadają w konflikt z prawem, biorą narkotyki, są członkami gangów. Chłopcy ci próbują wyrwać się stamtąd tańcząc i realizując swoje pasje. Jak dla mnie to była fajna atrakcja dla nas przyjezdnych, chłopcy dostali od nas i ludzi jadących metrem po kilka dolarów i tak zarabiają na swoje potrzeby.


Bardzo podobało mi się zwiedzanie z Magdą, bo rzeczywiście sama nie trafiłabym w wiele miejsc- na przykład do pizzerii "Roberta's" www.robertaspizza.com :) Kiedy stanęliśmy przed budynkiem, w którym była pizzeria i Magda powiedziała, że mamy wchodzić każdy z nas miał taką minę-zamurowało nas i pukaliśmy się w czoło! Gdzie "ONA" nas prowadzi??? Do kibla (za przeproszeniem)??? Tak to wyglądało. Weszliśmy przez jedne drzwi, później drugie i naszym oczom ukazała cudowna, klimatyczna pizzeria z niesamowicie smaczną i ostrą pizzą. Musieliśmy chwilę poczekać, bo rzeczywiście jest bardzo oblegana przez ludzi. Zjedliśmy smaczną pizzę, wypiliśmy lemoniadę i mogliśmy zwiedzać dalej.


Na końcu zmęczeni wylądowaliśmy w barze na barce, ale już nie mieliśmy ochoty na przesiadywanie, tym bardziej, że dzień był dość zimny - ok.18 stopni, więc raczej chcieliśmy wracać do domu.


To był dzień pełen wrażeń, zupełnie innych niż na Piątej Alei i Times Square, ale nie wyobrażałam sobie, że mogłoby mnie tam nie być.


Jak już ogarnę wszystko, wstawię zdjęcia z tych różnych miejsc i wtedy przekonacie się, że było warto wydać 80$, żeby to zobaczyć.

poniedziałek, 3 lipca 2017

Nowy Jork dzień I :)

Środa 7.06.2017r.

Pobudka dość późno, telefon do domu, że wstałyśmy i szykujemy się na pierwsze wyjście w miasto. Wszyscy przerażeni- żebyśmy nie zginęły, żeby nam się nic nie stało. Musimy uważać, bo "w poniedziałki kradną, we wtorki gwałcą, w środy porywają"- przypomniał mi się ten tekst z "Samych swoich". Ja rozumiem, że oni wszyscy się o nas martwią, ale to nie jest tak. W Nowym Jorku każdy ma swoje sprawy, każdy spieszy się do pracy, domu, rodziny, znajomych. Siedzą w metrze ze słuchawkami na uszach, nie zwracając na nikogo uwagi. Albo sobie śpiewają, albo coś pod nosem mówią.


Pogoda pochmurna, więc na spacer po mieście trzeba zabrać okrycie wierzchnie. Od rana kąpanie, bo poprzedniego dnia byłyśmy tak wykończone, że już nam się nie chciało. George wyszedł do pracy wczesnym rankiem, więc mogłyśmy czuć się swobodnie. Wyszykowałyśmy się i w drogę. Na metro nie mamy co liczyć, bo jeszcze nie wiemy co, gdzie i jak. Dziś czeka nas wędrówka piesza! Ciekawe ile kilometrów przeszłyśmy. Wyszłyśmy z domu i zgodnie z mapą kierowałyśmy się w stronę 5 Alei. Wiadomo, tam najwięcej atrakcji, same najlepsze sklepy. W planach było dość dużo do zobaczenia. 5 Aleja robi wrażenie. Chociaż pierwsze co mnie niestety niezbyt miło zaskoczyło to smród! W Nowym Jorku okropnie śmierdzi- spalinami i jedzeniem. Co prawda później się już przyzwyczaiłam, ale pierwsze dwa dni nie miałam ochoty na jedzenie. Mimo wszystko wyruszyłyśmy przed siebie. Jak wspominałam 5 Aleja jest niesamowita, wiele tam różnorodności, kolorów, wszędzie piękne, wysokie wieżowce, a między nimi niesamowite stare budowle. Mnie zachwyciła katedra św.Patryka. Sam budynek strzelisty, pojawia się wśród ogromnych wieżowców i robi ogromne wrażenie. Oczywiście weszłyśmy, zapaliłyśmy świeczkę w pewnej intencji (jak to w amerykańskich filmach bywa), nie wchodziłyśmy dalej, ponieważ znowu stała ochrona i sprawdzała zawartość toreb. Usiadłyśmy przed Katedrą, żeby odpocząć a przy okazji oglądałyśmy czerwony dywan naprzeciw i promocję filmu "Mumia" z Tomem Cruisem. Niestety głównego aktora nie było, ale było kilku innych. Po zregenerowaniu ruszyłyśmy dalej. Szłyśmy mijając piękne sklepy Gucci, Louis Vuitton, Michael Kors, Victoria's Secret, Versace, Cartier, Rolex, Ferrari, Dolce & Gabbana.


Informacyjnie- To w tych długich włosach to Pan z pięknym makijażem, piórami we włosach i ogólnie chyba inspirowany Prince'm- makijaż na to wskazywał.


20170607_180153 20170607_180535 20170607_180804


Pierwszym naszym celem był Empire State Building. Chciałam, żebyśmy od tego zaczęły zwiedzanie, ponieważ tam zamawiałam City Pass i tam miałyśmy otrzymać książeczkę z karnetami na resztę atrakcji- Top of the Rock, Muzeum Historii Naturalnej, The MET, Muzeum 11 września i statek Circle Line Cruise dookoła wyspy. Dotarłyśmy bez najmniejszych problemów. Na Manhattanie ulice i Aleje przecinają się tworząc szachownicę, więc bardzo prosto nawigować. Empire- piękny budynek, dość wysoki, ale już dawno nie najwyższy w NY, za to chyba najbardziej znany symbol. Za to równie chętnie odwiedzany. Ludzi dość dużo. Pierwsze wrażenie po wejściu- przepych. Przepięknie zdobione ściany i moje wymarzone zdjęcie na tle ściany, na której widnieje Empire w promieniach słońca. W kolejce chwilę stałyśmy, ponieważ jak wszędzie w Nowym Jorku kontrola bagażu, torebek, żadnego jedzenia i picia. Wjechałyśmy na 86 piętro. W windzie towarzyszyły nam piękne obrazy wyświetlane na suficie. Cudowny widok. Z tarasu widokowego rozciągał się widok na cały Manhattan. Z jednej strony widok na dolny Manhattan, z drugiej Central Park. Jednak widok Central Parku najlepszy jest z Top of the Rock. To był nasz pierwszy taras i widok zapierał dech w piersiach. Rozejrzałam się wokół. Przypatrzyłam gdzie są nasze atrakcje, które miałyśmy zwiedzać w następne dni. Wi-Fi w Empire dostępne, więc zadzwoniłyśmy do domu i zrobiłyśmy telekonferencję. Mój mąż kiedy zobaczył widoki z Empire dosłownie się wkurzył i powiedział, żebym do Niego więcej nie dzwoniła. Nie dziwię mu się, bo widoki przepiękne, zapierające dech, a Jemu wizy nie dali! Każdy by się zdenerwował! Ale... ja zrobię wszystko, żeby Go tam zabrać! Poruszę niebo i ziemię, a pojedzie tam ze mną! Wracając do tematu- ludzi dużo, ale dla każdego miejsce się znajdzie, jest gdzie zrobić zdjęcie, jest gdzie nakręcić film. Z góry piękny widok na cały Manhattan. Kilka atrakcji pokazałam Wiktorii i ruszyłyśmy dalej. Poszłyśmy Piątą Aleją podziwiać piękno Nowego Jorku.


Następnie Trump Tower- policja z długą bronią, zamknięta ulica, pełno ludzi robiących sobie zdjęcia z policjantami, przed wejściem, wchodzących, wychodzących. Dalej budynek Biblioteki Publicznej- stary, piękny, znany tylko z filmów. Cudowny widok. Ale dziś nie czas na zwiedzanie, idziemy dalej. Rockefeler Center i dziewczynka-baletnica, siedząca pośrodku. Jak tam jest cudownie! Fantastycznie! Pełno ludzi, uśmiechniętych, zadowolonych. Oczywiście są bezdomni, są biedni, są żebracy- widać ich wszędzie. Jednak nie są nachalni, są wręcz sympatyczni. Pamiętajcie, że oni też konkurują! Każdy z nich wie, że musi w jakiś sposób zdobyć pieniądze i starają się różnymi sposobami. Albo grają- na wszystkim, albo śpiewają, albo ćwiczą, wyskakują, robią sztuczki- są bardzo kreatywni, chyba Nowy Jork zobowiązuje :) Chodziłyśmy i odpoczywałyśmy, tam wszędzie są jakieś skwerki, miejsca do odpoczynku, miejsca gdzie można posiedzieć, popatrzeć na ludzi, rozejrzeć się dookoła. Jadłyśmy w food truckach, które są wszędzie obecne. Jedzenie nie jest pyszne, ale zjadliwe. Oczywiście przeszłyśmy się na Times Square- świetne miejsce. Niektórzy twierdzą, że bardzo hałaśliwe, nieznośne, pełne ludzi. Oczywiście, że tak jest- to Times Square! To miejsce szalone, pełne postaci z kreskówek i filmów, dziwnych instalacji, ludzi siedzących na czerwonych schodach, jedzących na ulicy, siedzących gdzie popadnie. Fajnie tam- skończyło się na tym, że codziennie tam wracałyśmy. Przede wszystkim dlatego, że tam dojeżdżałyśmy metrem i dalej szłyśmy pieszo. Tam jadłyśmy Big mac'i, frytki i piłyśmy Coca Colę w Mc Donalds'ie, tam też kupiłyśmy kosmetyki w M.A.C.'u (ach ta moja fioletowa szminka) i tam kupiłam zabawki dla dzieci w sklepie Disneya. Ceny? Jak na Nowy Jork porównywalne do naszych polskich. Zdziwienie pełne, że tam mogę kupić coś w tych samych cenach albo nawet trochę niższych. W Hard Rock Cafe na Times Square kupiłam mojemu mężowi koszulkę i buty w Champs. Sobie kupiłam kilka rzeczy w H&M'ie. Przy Piątej Alei w Victoria's Secret kupiłam też piękną bieliznę i perfum, który powala zapachem. Po ten perfum pojadę nawet na koniec świata! Przyznam szczerze, że do VS wracałyśmy kilka razy :) Szłyśmy powoli z powrotem do naszego mieszkania w East Village, po drodze wstąpiłyśmy na Grand Central Terminal, obejrzałyśmy cały dookoła, przeszłyśmy wzdłuż i wszerz- zrobiłam pamiątkowe zdjęcie przy słynnym zegarze na środku Grand Central i kupiłyśmy w metrze metrocard, żebyśmy mogły następnego dnia jechać na Brooklyn spotkać się z panią Magdą- naszą przewodniczką. Po drodze zrobiłyśmy sobie zdjęcia przy Flatiron Building- słynnym żelazku. Robiło się już ciemno, więc trzeba było trochę przyspieszyć. Małe zakupy na 14 ulicy- woda, chleb i szynka, i do domu na 12 ulicy.


W domu ok.21.00, telefon do domu do Polski, że wróciłyśmy całe i zdrowe- mimo tego, że tam już 3 rano. Wszyscy czekali z utęsknieniem na telefon i pierwsze relacje z wielkiego miasta :) Opowiadałyśmy z wypiekami na twarzach. Super dzień :) Później kąpiel i spać, bo następnego dnia wczesne wstawanie i jazda na Brooklyn :)