sobota, 23 czerwca 2018

Julia Pietrucha i dobra książka

Ostatnio zrobiłam sobie długi weekend (wolny piątek i poniedziałek). Potrzebowałam tego, ale też miałam kilka spraw do załatwienia. Miałam wtedy też imieniny. Zaprosiłam gości, była niedzielna kawa, prezenty i dobre ciasto. Żeby brat i bratowa nie musieli myśleć i kupować czegoś, co może mi się nie przydać, albo nie jest moim wymarzonym prezentem, poprosiłam, żeby kupili mi płytę Julii Pietruchy, którą i tak chciałam sobie kupić. 

Słucham tej płyty codziennie w aucie, uwielbiam głos Julii, subtelny, ciepły, kobiecy. Do tego cudowna, uspokajająca muzyka. Czas z tą muzyką jest magiczny.

Po imprezie usiadłam na kanapie, włączyłam płytę, wzięłam książkę do ręki i czytałam. Czułam się cudownie, błogo, spokojnie. Mimo pewnych zawirowań uspokoiłam się i głowę zajęłam czymś innym, żeby nie myśleć o sprawach drażliwych, ale już w tej chwili mało ważnych. Nie chcę o tym pisać, bo po co, muszę skupić się na pozytywach, na sobie, swoich dzieciach i mężu, a nie na czymś co i tak było nieuchronne. Podjęłam ważną decyzję i już.

Ale wracając do książki- "Jedyna miłość dwa razy"- pożyczona od Gosi, koleżanki z pracy (dzięki Gosia 😘 zrobiłaś mi ogromną przyjemność tą książką). Książka opowiada o dziewczynie, która zakochała się w szkolnym przystojniaku, w końcu on ją zauważył i zostali parą. Mieli wiele przygód, przeżyć, w końcu on zaginął. Ona próbowała dać sobie radę z jego stratą, pomagała jej rodzina. Minęło kilka lat, związała się z chłopakiem, którego znała też ze szkoły. Pewnego dnia zadzwonił do niej zaginiony mąż. Co było dalej musicie doczytać sami. Muszę powiedzieć, że byłam bardzo ciekawa co wydarzy się na końcu, zastanawiałam się czy książka ma szczęśliwe zakończenie. Mój chory umysł podpowiadał mi wiele różnych wersji wypadków- niektóre naprawdę chore 😁 myślę, że to efekt dzisiejszych filmów, seriali i tego, co dzieje się na świecie. Jednak końcówka książki jest bardzo optymistyczna, szczęśliwa. Zachęciło mnie to do sięgnięcia po kolejne książki tej autorki.



czwartek, 7 czerwca 2018

To już rok! Wspomnienie Nowego Jorku

Tak, to już rok jak byłam w Nowym Jorku. 

Właśnie teraz chodziłam po Piątej Alei, robiłam pierwsze zdjęcia na Empire. 
Zachłyśnięta, zamroczona, nie do końca wierząca w swoje szczęście.
Powiem więcej- nic mnie nie obchodziło! 
Byłam szczęśliwa, baaaardzo szczęśliwa! 😊
Patrzyłam na wszystko dookoła, rozglądałam się jak dziecko w wesołym miasteczku. 
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. 
Mogłabym tam mieszkać. 

Od tamtego wyjazdu zmieniło się wiele w moim życiu.
Najważniejsza zmiana nastąpiła we mnie.
Jestem o wiele pewniejsza,.
Czuję, że mogę wszystko.
Żyję tak, jak chcę.
Spełniam marzenia.
Realizuję swoje cele.
Zdobywam kolejne szczyty.
Planuję kolejne wyjazdy. 😋
Biorę z życia to, co najlepsze.

Teraz plan jest taki, żeby zabrać mojego męża, a później i dzieci.
Lubię jak Pola mówi, że jak wygramy w lotto to pojedziemy do Nowego Jorku.
Moja rodzina jest dla mnie ważna, dlatego chcę, żeby posmakowali tamtego świata. 
Nie przekonam ich moimi opowiadaniami, muszą zobaczyć to wszystko własnymi oczami. 

Moje wspomnienia wiszą w moim domu, na ścianach, w antyramach. 
Mam album z pamiątkami, zdjęciami. 
Moja głowa pełna jest Nowego Jorku.

Siedząc w pracy, spoglądając przez okno na piękne słońce i ciepło, przypominam sobie Nowy Jork. Przypomina mi się nowojorska ulica, skwar, Central Park, schody na Times Square. Hektolitry wypitej wody mineralnej, złamany wachlarz od wachlowania się w ten upał. Odpoczynek pod mostem brooklińskim na trawie, ściągnięte buty, rozmowa z mężem na WhatsApp'ie. Karmienie wiewiórek w parku. Zimno w muzeum 11 września. Przepiękne widoki z WTOne. 
I te ciepłe wieczory na dachu naszej kamienicy.

Tyle widziałam, a tyle jeszcze chciałabym tam zobaczyć. Następnym razem 💝😁


poniedziałek, 4 czerwca 2018

Spełnione marzenie

Kolejne spełnione marzenie 😊
Dzięki mojemu mężusiowi! Co bym bez Niego zrobiła? Pewnie bym sobie jakoś poradziła, ale z Nim to życie jest o wiele lepsze, bardziej kolorowe. 

Dużo rozmawiamy, więc wie jakie mam marzenia- oczywiście boi się bardzo, że zacznę je wszystkie spełniać, bo wie, że zacznę, pytanie tylko kiedy! 😋
Wszystkich od razu nie spełnię, ale powoli, powoli, małymi kroczkami wszystko zrobimy. 
Tym razem spełniłam swoje marzenie z dzieciństwa- jestem szczęśliwą posiadaczką wrotek! Tak, ja, stara klapa co powinna takie rzeczy swoim dzieciom kupować, a nie sobie. 
Ale to moje niespełnione marzenie! I mam! Nie są to moje wymarzone- najbardziej chciałabym wrotki w starym stylu, takie pastelowe, kobiece. Niestety nie było, a to była jedyna okazja, żeby przekonać męża, że to dobry pomysł, że będę jeździć, że schudnę! Albo najwyżej wywinę orła i się zabiję, wtedy będzie miał spokój święty - chyba ten argument Go przekonał 😉

Powiem Wam, że na razie trenuję w domu. Obejrzałam na youtubie filmik jak zacząć i jeżdżę. Jeszcze się nie przewróciłam, ale pewnie dlatego, że wszędzie ściany i można się podeprzeć. Niebawem wyjeżdżam na ścieżki do parku czy gdzieś gdzie jest duża i płaska powierzchnia. Mam nadzieję, że się jednak nie zabiję. Na razie mi się bardzo podoba 😊


Dzień mamy, dzień dziecka...codzienność

26 maj to wyjątkowy dzień, to jeden z piękniejszych dni w roku- Dzień Mamy.

Zawsze jeżdżę do mojej mamy z prezentem, na kawkę i ciasto. Moja mama - najlepsza, najukochańsza, bardzo dobra kobieta. Jesteśmy zgodni, że to złota kobieta. Pragnąca dla wszystkich dobra, robiąca wszystko dla wszystkich. Osoba, która kompletnie nie myśli o sobie. A powinna! Czas wielki, żeby zaczęła robić coś dla siebie.

Zawsze jeździmy na cmentarz do teściowej, bo nie tylko była mamą mojego męża, ale wspaniałą teściową, którą doskonale pamiętam i żałuję, że Jej nie ma. Wiem, że wiele rzeczy wyglądałoby inaczej. Ona była dobrym duchem domu, Ona była tyranem, który trzymał w ryzach pięciu facetów, Ona była strażniczką domowego ogniska. Zawsze zadbana, wyczesana, dobrze i gustownie ubrana. Zawsze wspominam Ją z sentymentem. 

Mój dzień mamy? Niko chory. Ja od rana, z racji tego, że sobota, normalna krzątanina- śniadanie, ogarnianie, sprzątanie. Dzieciaki zaśpiewały w przelocie "Sto Lat" i tyle 😀 Dobrze jest dostać dobre życzenia i przytulasy 😁

1 czerwca, czyli Dzień Dziecka był w tym roku trochę inny. 
Akurat ten dzień wypadał w piątek po Bożym Ciele, ja w pracy, mąż też, Niko w szkole, Pola w przedszkolu, więc jakby nie było kiedy świętować rodzinnie. Sobota zarezerwowana na sprzątanie w domu. Za to w niedzielę wyjechaliśmy. Ja służbowo! Do Robakowa na Dzień Dziecka organizowany przez sołtysa i sponsorowany przez firmę, w której pracuję. Od 13.00 rozłożyliśmy palety jako stoły do rysowania dla dzieciaków, przygotowałyśmy gadżety do rozdania. Kierowca, który przyjechał autem ciężarowym ustawił się na placu, żeby dzieci mogły wejść, zobaczyć jak wygląda "szoferka" i naczepa. Dzieci było dość dużo i były bardzo ciekawe jak wygląda tir i praca kierowcy. Do tego dzieci miały możliwość pobawienia się na dmuchanym zamku i zjeść darmową watę cukrową. Trzy godzinki i już byłam wolna. Dzieci z tatą pojechały w międzyczasie na jedzenie do McDonalds'a. Przyjechali po mnie i razem pojechaliśmy do Poznania. Dzień był pełen wrażeń. Dzieci zmęczone, szczęśliwe, posnęły w aucie w drodze do domu 😘